Wiele osób pytanych o zalety zawodu tłumacza natychmiast wskazuje na elastyczny czas pracy i możliwość dostosowywania grafiku do własnych potrzeb i obowiązków. W przypadku, gdy dokument jest krótki a klientowi nie spieszy się z terminem możemy, dzięki odpowiedniej organizacji, rozłożyć sobie godziny pracy i znaleźć tym samym chwilę na odpoczynek. Gdy tłumacz pracuje na własną rękę, może też po szybkiej kalkulacji ewentualnych zysków i strat zadecydować o tym, czy podejmie się danego zlecenia. Co jednak, gdy klient jest ważny i, wymawiając przy tym magiczne słowo „urgente”, przesyła nam skomplikowany kilkunastostronicowy dokument do przetłumaczenia „na wczoraj”? A jeśli nie na wczoraj, to przynajmniej na „dziś” i co najmniej na „za chwilę”? Zaciskamy zęby, rzucamy wszystko i w pocie czoła uwijamy się, aby zrealizować zlecenie? A może rezygnujemy stwierdzając, że praca w tak dużym stresie i pod presją czasu nam nie odpowiada, nie zważając tym samym na zasadę „klient nasz pan”? Jak wybrnąć z takiej sytuacji i dokonać najlepszego wyboru? Kiedy ważniejszy jest klient i zlecenie, a kiedy czas i prywatne plany tłumacza? Może spotkały Was podobne sytuacje?
Kto z nas nie słyszał o polsko-angielskich potworkach językowych? Nie tylko nasi rodacy z Chicago czy ci mieszkający na Wyspach słyną z zniekształcania języka ojczystego. W Hiszpanii mamy okazję zaobserwować podobne zjawisko. Oto cuda, które udało nam się wyłowić:
- „Cześć mała, ile kobrujesz?” - od razu zaznaczamy, że nie jest to pytanie skierowane do pań lekkich obyczajów lecz zwykła chęć poznania ceny usługi tłumacza przysięgłego
- „Jadę na trzecią plantę” - czyli po polsku: na trzecie piętro
- „Pracuję w oficynie” - wyłączając przypadek pracy na tyłach kamienicy, chodzi o to, że pracujemy w biurze
- „Ile dostanę paru?” – mówiąc krótko: zasiłku
- „z akochonowałam się”- nasz zdecydowany faworyt, dla preferujących język polski: przeraziłam się, przestraszyłam się
Po ponad 2,5 roku nieobecności na blogu, wracamy z nową energią, pomysłami i…siedzibą! Te długie miesiące milczenia spowodowane były natłokiem pracy oraz remontem lokalu, gdzie będzie nas można zastać już od końca tego roku i do którego już teraz serdecznie zapraszamy! Przenosimy się na ulicę Lorenzana nr 4 w Madrycie. Więcej szczegółów wkrótce.
Póki co zamieszczamy kilka zdjęć z różnych etapów remontu który, jak to zwykle bywa, okazał się dużo bardziej pracochłonny niż sądziliśmy początkowo. Optymizm, zapał i ciężka praca całej ekipy sprawiły, że miejsce nabiera już coraz pełniejszych kształtów. A efekt końcowy? Mamy nadzieję, że będzie zadowalający zarówno dla nas jak i dla naszych klientów.
Poniżej krótki fotoreportaż z remontu.
Pierwsze otwarcie! Jeszcze nie wiemy co nas czeka...
|
...i pierwsze zaskoczenie po wyburzeniu ściany! Kto mógł zostawić te rysunki?
|
...pierwsze zwątpienie…musieliśmy wymienić wszystko, włącznie z rurami
praca wre
nabieramy kolorów:-)
|
Witamy na polskiej wersji bloga Buenos Tiempos Traducciones. Jesteśmy firmą tłumaczeniową założoną w roku 2007 przez Agnieszkę Rzewólską, tłumacza przysięgłego języka hiszpańskiego. Nasza firma rozpoczęła działalność w Gdańsku przy ulicy Ogarnej, później otworzyliśmy biuro w Madrycie.
Naszym celem zawsze było i jest oferowanie wysokiej jakości usług w połączeniu z bliskim, bezpośrednim kontaktem z klientem. Każdego zleceniodawcę traktujemy indywidualnie. Zapewniamy poufne traktowanie wszystkich udostępnionych nam dokumentów; po prostu angażujemy się w naszą pracę.
Rozwijamy się przy wsparciu naszych klientów.
Zadzwoń do nas: (+34) 651.69.15.12 lub wyślij maila na: traducciones@buenostiempos.es
Wykonujemy tłumaczenia dokumentów powtarzalnych "od ręki".
Wypróbuj nas! Codziennie wysyłamy tłumaczenia na cały świat.
Subskrybuj:
Posty (Atom)